We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

w​ę​dr​ó​wki po nienarysowanych liniach​-​kilka fuck​ó​w z dziej​ó​w od kanta do cage'a

by Uroruro.manufucktura

/
  • Streaming + Download

     

1.
kudowa zdrój czwarta rano biuro poselskie w szczerym polu w głównych rolach kolesie z tyłu sklepu spijają esencję życia podłą atmosferą flegmy kiedyś obok faceta więcej imprezowałem aż nadszedł ten czas winny przerwa dwa miesiące rola niepoczytalnego a fotel z rakietowym napędem rozruch pięścią raz srałem w wiśle fotograf krew zrobił piękne śmierdzące ujęcie był ŚWIATkiem na moim pogrzebie ze dwa razy kisi się teraz słuchając podcastów regionalnych lig od razu zaczęło się psuć ani jednej silnej zmiany stylu na dojrzalszy bardziej przemyślany londyn ma jeden dach godzinami tkwi w tunelu własnym ciałem bo duże zasłaniam braki niedociągnięcia pędzla peryferie problemów które piętrzą się jak klaty schodowe osoba z tyłu budynku ubezpiecza całą sytuację piwem niby zostawionym na rano myląc tempa rany liżąc nie więcej niż dwa kilometry stąd za drzewami dobrze odżywionymi a każdy ich paznokieć w innym kolorze lub odcieniu jakby niemowy a na pewno niezbite dowody piękna i głębi znaczeń ogon włosów w słońcu błyszczącym z mojego cichego ducha głodnego zamordować z krwią kamień od kogoś czy coś na górce sonaty się piszę jest moment płynięcia zawiasy wysoko utknięcia trzaski dzieci szpony rozsypane maleńkie ośki moja głupota kilku wersów pianę na ustach kierownik ma produkcji składanych szafotów co tysiąc lat przetrzymają to plaster na plasterku zawieszone na skażonej glebie nowego pracował w fabryce płuc skąpo ubrany druty parzył nie mógł pić kawy klepka resorty demon światłoczuły moczy chleb w mocnym wywarze z zardzewiałych szprych sztamajz sztangi nieistnienia czymś się żyje piesek z udręką ogon ma rozerwany rzekł szybkim ruchem nas się wyrzekł w złym miejscu życia pacjent po przEdawkowaniu w tyłek się kopie mocno gdzie się podziały klucze to twojego rozporka czterech lub stu ludzi zostanie zrzuconych w dziczy gdzie założą bazę którą ty będziesz k i e r o w a ł wał wał nikt nas nie przegna silni zniosą wszystko dzisiaj z tobą patrzeć w górę < spienienie > mroczna pompa jest za mało wydajna ale i tak działa we mnie filmowe gwizdy siostry starszej o trzy druki przestrzelone już po wszystkim w sposobie traktowania przedmiotów przechodniem bywasz czasem wdepniesz w środowisko gazowe i już po tobie wieje ton ozznacza kapitulację słuchaczy refleksja badawcza społeczne tryptyk nośnika kredki czarnej i włóczki małego czasu kupiłem bilet na solo koncert trzaskowskiego on bowiem żyje gra teraz mazurki atonalne koncert jest jutro oznaczyć trzeba jeszcze materię fortepianu dobry smak i reperkusje złowieszcze cienie worek męki faceci rozmazani wskazówką kompasu w gąszcz pomyłek tlenionych cieni muszę zdechnąć po gwatemalsku przez czarną wronę na bok to potrzeba dociekania wchodzi i zabiera wszystko pochłania zaskakuje i pokrywa laboratorium chemiczne kaskada obliczeń wiele złudzeń powietrza proszę pana czy znajdzie się jeszcze jeden cyjanowy drops zbudowany z funduszy miejskich zen sparaliżowana wyobraźnia w dwa dość odległe kopce które sobie nawzajem dokuczają do czasu jak coś porządnie jebnie w kręgach troszkę z dziewczyną troszkę z chłopem zabawy wreszcie dwaj czarni rozjebali ku klux klan rozogniony do lodowatej a wszędzie kaszana na końcu służby nie zapomnij zdać spermy oczy poszukujące lepszych czasów dla uboju wścibskie dłonie jak parówki z gnoi naćpana samotność ma znowu ochotę trzecia lekcja plakatu jest o płaczu on wziął mnie za rękę wrzucił do dołka coś takiego muzyka zdjęcia zamknięta brama biuro smutno poszukuje brak odpowiedzi na kierownicze stanowisko od zaraz w duchu technologii bamboszy zmartwień nie buduje odgania duchy z lotu ptaka ogólnie rzecz biorąc zdrożeje wszystko biliony razy jak wory pod oczami podszepty aniołów herbaty z dziesięciorga na klęczkach dodać regułę założyć obóz prymitywny coś jak w teatrze nos przypudrować choć zawsze chlapie na meble się kochać bella chodź od zaraz widzisz te kamienne urządzenia radiowe takie wstążki jak badyle mrożone skały krążenie w kółko gubię się z wolna w smolnych partyturach nie ma gwiezdnych dróg czy są ? z uchwytem śpiwór to metoda która nie da się wyjaśnić bez końca modliszka mocodawca oratorium świni ciężar ciała wspaniałe chóry gały dali przypadek mocuje długi kij do samoobrony ze względów służbowych używaj czerwonych naklejek co wie brudna ryba na węgrzech i przecenianych plecach biblia obojga tchawic pustym brudnym kielonkiem kukurydzianą męką uderzy w ciężki przemysł w naftę śródkrocza piach w gębach smoła w uszach carlos santana sędzią najwyższym tajemnicy sinej wargi podwieczorek z kromką chleba na sześciu nie widzę siebie na tęczy zła klisza rtg migotliwie wyszła chwila taka jak ta niezapamiętana w grocie króla gór czuje opór przed za i po za likier świata dla uprowadzonych zmroziło nas zimno chemii i filozofii nadnaturalne źródło wysokich faktur jest tym samym uliczką ślepca od pisania wszystkie dzieci ciężkich chwil nowoczesna europa przybrała inną postać płaskie rany kaszel życia słone cukierki solidnie jestem śmieszny jak twoje ubrania nieżyjący znajdują się na redukcyjnych skrzyżowaniach gotowi do roli lata temu w szalonym tempie kadzidełka zapalone niedawno mam poszerzony żołądek nie horyzonty
2.
refleksja poza obrębem mówiono o bezcelowości oporu rozliczyć się z kłopotów śliną dopiero po przejściu drogi rozrasta się monstrualnie pesymizm karioka obelga tumiwisizm piątej belki jak drwal jest to problem głębokiego zrozumienia skąd mogłeś wiedzieć że racja nie istnieje spędzać czas w dupę znany to widok albo użalać się nad sobą że pogrzebali cię za życia oto wymiotne odcienie alertów z jajami kończy się zawsze w łóżeczku zaminowanym kaczeńcami ulepszać udawać chorej siostrze rzucającej się co noc na druty sam nie wiem skąd u mnie taki brak siebie zamiast ciebie gospodyni z pokłonem z rękach czubate niestety księgarnia trzyma wzburzone morze za pysk bieżnię bajkę do kolorowania federalni przyjechali już po sprawie i prawdzie nie ma legitymują z buraka pieczątka jak renesansowy oryginał czego się nie robi dla kumpla bez pytania gotowa odpowiedź to szmata tak czy owak ogień oliwa i woda wchodzę do studzienki drugi jestem po monterze co ją zatruł swoimi pretensjami tych w gangach nie znam zasnąć na lata za siedem złotych tygodniowo bramka kulukularepy na dwanaście sześć zgorzelec siódma pięć rano jeszcze nie wiem to jest ta cała tajemnica skrawy papiru bałagan uprawiam z narzędziami u podnóża ciszy zwodu ciężka atmosfera jasna sprawa tydzień minął jak mijanie czarnego zęba w windzie ze świeczek napisów pisanych sprayem drewniane pięści korniki uników srebrnym lodem jako dekorator wnętrz wyzysku wyrzucony za drzwi każde bezpłatna techniczna usterka o smaku z przed czterech dekad zgasło chociaż już wcześniej było zgaszone cytrusowym odcieniem jesteś zatrzymany za mgły kiedy paliłeś nie wymyślonego jeszcze skręta płakać płaszczyzną silną każdym powrotem rzadka to rzecz tak bywa w wielkiej dziurze nic się nie zderza a wszystko przepływa oto antrakt instrumentalny zaraz po nim kryminalny temat tnie wszystko dla kawału nie wiem jak jest po bieluniu ale wiem jak jest teraz ten obraz nie oznacza okna swędzenie i drgawy w pozłacanej ramie pensję i przeszłość mam marną opary rzucają mnie po maleńkim moim mieszkanku niebieska moja mama i niebieski tato przezroczyste widzę istoty i wartość w stosunku do sprzeciwu motywom weselnym jedząc mnóstwo cebuli porzuca uczelnię konkretnie żłobek lewe płuco aby walczyć jak blondyn słuchając dorsów całego świata odskakuje umiera przestań pieprzyć stajesz się niewygodnym świadkiem pacierzem postanowieniem niemożliwością wyrzucony kilka razy z pielgrzymek różnych za dwa pensy chirurg-warchoł-andromeda postrzelony wiśni pestką z kompotu krzywoprzysięzcą szkoda to interesujący temat ani czarny ani czerwony stało się coś ? tyk sobie stoję romans cygański łuk szczęścia ubezpieczony od strony ulicy krew po naszych jeszcze nieobeschła lęk pierwotny gruda szara ostre pogotowie dla wszy wszystkich krtani z rurką nikt nie odpowiada na szczyt platforma dzidżejska się zapada jestem cynicznym pasożytem dysonansem kilka fucków z dziejów od kanta do cage'a pod wyciąg lekko przechylony łunę zjadł swoją żałobną egzystencję odmienił sosy przeciwalkoholowa krucjata kroki gospodyni słuchowo szyją wymydla podłogę uszami\ powieszeni wszyscy za ciekowość świata analny huk globalna cisza kwiatów takie filtry z pasa startowego powiększenie niezliczonych momentów zastukaj do dziurki na trzecim piętrze każdy ma swój psychiatryk pamiętaj każdy najmniejszy szczegół wiórek gołodupiec ze wschodu ukradł liść nie starczyło jednak woli na oranżadę wyszarpać z głowy cztery sznurki co wiszą a raczej zatykają swobodę na gęstym niebie nowy stan orzeł lecz reszka zimą na łodzi głowić się nad problemem klimatu słodkie rozstanie lęk przed kluczową rozmową ostre profile podejrzanych do zjedzenia rajskiego jabłka wirtuoz gitary dobro martwy gra lepiej niż za życia zaginął kluczowy kawał drogi donikąd oczywiście to nie jego dziecko to pazur wielkości wielu pięter i precyzji dostawcy zamszu trzeba stopić szkielet zmowy rzeźbić komary na parze publicznej opinii większość wykonań symfonii śmierci była długa a raczej bardzo długa niczym ów dzień kiedy płonęły płótna i papiery owoce kandyzowane ustrojstwa wszelkich odmian wolności cholerne adagio o świcie w podwórzu płyną samoloty te wesołe nieba gaduły w skórzanych kurtach zabawnych nocy padają rekordy odległości wysokości i prędkości najwolniej najbliżej najniżej wymiotny człowieczego środek czynu koszmarów bezgranicznych podgrzewacz jak overkosmos opadający z balastem plus dwieście na podczerwieni obie torpedy poszły lewy zawór komorowy przekształcony w podwójny zestaw chińskich pieprzy od strony krótkiego brzegu który jest mniej jadowity jak kościół prawosławny łóżka ostatnich dziesięciu lat odbarwionych postaci leflektorsy mentolove z średniowiecznego taszkientu dumny plecak pełen licha kilku futurystów do połknięcia albo peerelowskich rastamanów samosiejnych jeszcze wcześniej zbaraniałem stała kobieta z odrostami zamiast zasady kombinowania na kanciaste fronty jak na imię ma tamta dziewczyna co pięknie przeklina ma płaszcz i chusteczkę tonę we wspomnieniach tydzień potem zauważyłem że rozkładam ręce mała wycieczka trochę śniegu kontrola tempa reakcja w połysku młodości sztucznego włókna stanęły mi dęba listopady i stycznie nie myśl ta zwisa uderza kończy wojnę jak amerykanin z japończykiem sen woźnicy gdy jego konie wjechały w wiatr co był na gigancie stare dokumenty płaskowyże obszerne słyszałem czarnego kibluje niesłusznie kosztuje poetów głowę kilka sekund wystarczy całkiem przyjemnie smakuje śpiew świnek morskich na stepie gdzie złote litery normalnego życia dzwonią na alarm oto wibratory a umysł choruje w nagraniach wieczornych rozmów dobre jedzenie rano elektryczne a może z silnikiem spalinowym list szedł długo drogę pomylił został w znacznej mierze przebudowany z handlowego na pancernik kiedy tak plątał się ani przez chwilę nie wątpił w swoją moc lecz nie zdawał sobie sprawy że nie da się go otworzyć nawet strzykawką kiedy poczciwi gubią serca kształty się wywalają nie świecą w każdym z czasów już więcej mnie nie skrzywdzą chyba że odłamki wątłe skrupułów najdroższych niektóre notatki z zaciekami rocznika wspomnień pracy nad zwłokami traktują o rzeczach nieznanych trochę niewyspanych cichych nie rzucających się w oczy sieją zamęt szeptem książek usterką kolejnymi zwłokami nie umie tańczyć puenta zwala na innych miękka jej skóra wonne ciało w nocnej koszuli w kwiaty nie czuje dławienia jeszcze parę godzin i po krzyku jak jajko na miękko ciepłe zmutowane skarpety ufo bardziej problematyczna pierwsza wersja nagrobku-przyczółku oddanej matki kolekcjonującej wszelkie pułapki bez liku ich zebrała zabrakło szaf garażu cmentarza inna podróż w zarysie przerwana nagle niesława pełen żalu smutek pełen żalu smutek on przejmuje stery na wszystkie możliwe sposoby najmocniej jak potrafi pusty dźwięk liczb rak gardła kości biegów wytężone figurka jest cała w jej środku kod nie wiedzieć do czego pół życia go wbijam i nic obszar działania zamrożony w chłodni ludzie niebezpieczni zmieniają się co dwa tygodnie mają trzy tyłki nie kwitują odbioru nasion podpis ich przypomina embrion czy coś takiego aparatura ich ożywia drogą do wnętrza ziemi przerywam bo wybuch właśnie widać na niebie to nie są zwidy pojawia się nowy arkusz on nigdy czegoś takiego nie przeżył milczy poszedł umyć ręce denaturatem figura jest cała a sytuacja inna włączając różne napięcia ręcznie zdumione efekty pchnęła go czysta forma upiornej kobiety to święty szczyt i grzegorz lato bardziej pochyły gdzie się znajdujemy kto czyta mapy

credits

released September 7, 2021

mastered by Vladimir Sablufer at Beyond Nyquist;
mixed by Sempoo at Aedes Recordz;

cover art by krtykyt


kudowa zdrój czwarta rano
biuro poselskie w szczerym polu
w głównych rolach kolesie z tyłu sklepu
spijają esencję życia podłą atmosferą flegmy
kiedyś obok faceta więcej imprezowałem
aż nadszedł ten czas winny
przerwa dwa miesiące rola niepoczytalnego
a fotel z rakietowym napędem rozruch pięścią
raz srałem w wiśle fotograf krew zrobił
piękne śmierdzące ujęcie
był ŚWIATkiem na moim pogrzebie ze dwa razy
kisi się teraz
słuchając podcastów regionalnych lig
od razu zaczęło się psuć
ani jednej silnej zmiany stylu
na dojrzalszy bardziej przemyślany
londyn ma jeden dach godzinami tkwi w tunelu
własnym ciałem bo duże zasłaniam braki
niedociągnięcia pędzla peryferie problemów
które piętrzą się jak klaty schodowe
osoba z tyłu budynku ubezpiecza całą sytuację
piwem niby zostawionym na rano myląc tempa
rany liżąc nie więcej niż dwa kilometry stąd
za drzewami dobrze odżywionymi a każdy ich
paznokieć w innym kolorze lub odcieniu
jakby niemowy a na pewno
niezbite dowody piękna i głębi znaczeń

ogon włosów w słońcu błyszczącym z mojego
cichego ducha głodnego zamordować z krwią
kamień od kogoś czy coś na górce sonaty
się piszę jest moment płynięcia zawiasy
wysoko utknięcia trzaski dzieci szpony
rozsypane maleńkie ośki moja głupota kilku
wersów pianę na ustach kierownik ma
produkcji składanych szafotów co tysiąc
lat przetrzymają to plaster na plasterku
zawieszone na skażonej glebie nowego
pracował w fabryce płuc skąpo ubrany
druty parzył nie mógł pić kawy klepka
resorty demon światłoczuły moczy chleb
w mocnym wywarze z zardzewiałych
szprych sztamajz sztangi nieistnienia
czymś się żyje piesek z udręką ogon ma
rozerwany rzekł szybkim ruchem nas się
wyrzekł w złym miejscu życia pacjent
po przEdawkowaniu w tyłek się kopie mocno
gdzie się podziały klucze to twojego rozporka
czterech lub stu ludzi zostanie zrzuconych
w dziczy gdzie założą bazę którą ty będziesz
k i e r o w a ł wał wał nikt nas nie przegna
silni zniosą wszystko dzisiaj z tobą patrzeć
w górę < spienienie > mroczna pompa
jest za mało wydajna ale i tak działa we mnie
filmowe gwizdy siostry starszej o trzy druki
przestrzelone już po wszystkim

w sposobie traktowania przedmiotów
przechodniem bywasz czasem wdepniesz
w środowisko gazowe i już po tobie
wieje ton ozznacza kapitulację słuchaczy
refleksja badawcza społeczne tryptyk
nośnika kredki czarnej i włóczki małego czasu
kupiłem bilet na solo koncert trzaskowskiego
on bowiem żyje gra teraz mazurki atonalne
koncert jest jutro oznaczyć trzeba jeszcze
materię fortepianu dobry smak i reperkusje
złowieszcze cienie worek męki faceci
rozmazani wskazówką kompasu w gąszcz
pomyłek tlenionych cieni muszę zdechnąć
po gwatemalsku przez czarną wronę na bok
to potrzeba dociekania wchodzi i zabiera
wszystko pochłania zaskakuje i pokrywa
laboratorium chemiczne kaskada obliczeń
wiele złudzeń powietrza proszę pana
czy znajdzie się jeszcze jeden cyjanowy drops
zbudowany z funduszy miejskich zen
sparaliżowana wyobraźnia w dwa dość odległe
kopce które sobie nawzajem dokuczają do
czasu jak coś porządnie jebnie w kręgach
troszkę z dziewczyną troszkę z chłopem zabawy
wreszcie dwaj czarni rozjebali ku klux klan
rozogniony do lodowatej a wszędzie kaszana
na końcu służby nie zapomnij zdać spermy
oczy poszukujące lepszych czasów dla uboju

wścibskie dłonie jak parówki z gnoi
naćpana samotność ma znowu ochotę
trzecia lekcja plakatu jest o płaczu
on wziął mnie za rękę wrzucił do dołka
coś takiego muzyka zdjęcia zamknięta brama
biuro smutno poszukuje brak odpowiedzi
na kierownicze stanowisko od zaraz
w duchu technologii bamboszy zmartwień
nie buduje odgania duchy z lotu ptaka
ogólnie rzecz biorąc zdrożeje wszystko
biliony razy jak wory pod oczami
podszepty aniołów herbaty z dziesięciorga
na klęczkach dodać regułę założyć obóz
prymitywny coś jak w teatrze nos
przypudrować choć zawsze chlapie na meble
się kochać bella chodź od zaraz widzisz te
kamienne urządzenia radiowe takie wstążki
jak badyle mrożone skały krążenie w kółko
gubię się z wolna w smolnych partyturach
nie ma gwiezdnych dróg czy są ?
z uchwytem śpiwór to metoda która
nie da się wyjaśnić bez końca
modliszka mocodawca oratorium świni
ciężar ciała wspaniałe chóry gały dali
przypadek mocuje długi kij do samoobrony
ze względów służbowych używaj czerwonych
naklejek co wie brudna ryba

na węgrzech i przecenianych plecach
biblia obojga tchawic
pustym brudnym kielonkiem
kukurydzianą męką uderzy
w ciężki przemysł w naftę śródkrocza
piach w gębach smoła w uszach
carlos santana sędzią najwyższym
tajemnicy sinej wargi
podwieczorek z kromką chleba na sześciu
nie widzę siebie na tęczy zła
klisza rtg migotliwie wyszła
chwila taka jak ta
niezapamiętana w grocie króla gór
czuje opór przed za i po za
likier świata dla uprowadzonych
zmroziło nas zimno chemii i filozofii
nadnaturalne źródło wysokich faktur
jest tym samym uliczką ślepca od pisania
wszystkie dzieci ciężkich chwil
nowoczesna europa przybrała inną postać
płaskie rany kaszel życia słone cukierki
solidnie jestem śmieszny jak twoje ubrania
nieżyjący znajdują się na
redukcyjnych skrzyżowaniach gotowi do roli
lata temu w szalonym tempie
kadzidełka zapalone niedawno
mam poszerzony żołądek nie horyzonty

refleksja poza obrębem mówiono
o bezcelowości oporu rozliczyć się
z kłopotów śliną dopiero po przejściu drogi
rozrasta się monstrualnie pesymizm
karioka obelga tumiwisizm piątej belki
jak drwal jest to problem głębokiego zrozumienia
skąd mogłeś wiedzieć że racja nie istnieje
spędzać czas w dupę znany to widok
albo użalać się nad sobą że pogrzebali cię
za życia oto wymiotne odcienie alertów
z jajami kończy się zawsze w łóżeczku
zaminowanym kaczeńcami ulepszać udawać
chorej siostrze rzucającej się co noc na druty
sam nie wiem skąd u mnie taki brak siebie
zamiast ciebie gospodyni z pokłonem z rękach
czubate niestety
księgarnia trzyma wzburzone morze
za pysk bieżnię bajkę do kolorowania
federalni przyjechali już po sprawie i prawdzie
nie ma legitymują z buraka pieczątka jak
renesansowy oryginał
czego się nie robi dla kumpla
bez pytania gotowa odpowiedź to szmata
tak czy owak ogień oliwa i woda
wchodzę do studzienki drugi jestem po monterze
co ją zatruł swoimi pretensjami
tych w gangach nie znam
zasnąć na lata za siedem złotych tygodniowo

bramka kulukularepy na dwanaście sześć
zgorzelec siódma pięć rano jeszcze nie wiem
to jest ta cała tajemnica skrawy papiru
bałagan uprawiam z narzędziami u podnóża
ciszy zwodu ciężka atmosfera jasna sprawa
tydzień minął jak mijanie czarnego zęba
w windzie ze świeczek napisów pisanych
sprayem drewniane pięści korniki uników
srebrnym lodem jako dekorator wnętrz
wyzysku wyrzucony za drzwi każde
bezpłatna techniczna usterka o smaku
z przed czterech dekad zgasło chociaż
już wcześniej było zgaszone cytrusowym
odcieniem jesteś zatrzymany za mgły
kiedy paliłeś nie wymyślonego jeszcze skręta
płakać płaszczyzną silną każdym powrotem
rzadka to rzecz tak bywa w wielkiej dziurze
nic się nie zderza a wszystko przepływa
oto antrakt instrumentalny zaraz po nim
kryminalny temat tnie wszystko dla kawału
nie wiem jak jest po bieluniu ale wiem jak
jest teraz ten obraz nie oznacza okna
swędzenie i drgawy w pozłacanej ramie
pensję i przeszłość mam marną opary
rzucają mnie po maleńkim moim mieszkanku
niebieska moja mama i niebieski tato

przezroczyste widzę istoty i wartość
w stosunku do sprzeciwu motywom weselnym
jedząc mnóstwo cebuli porzuca uczelnię
konkretnie żłobek lewe płuco aby walczyć
jak blondyn słuchając dorsów całego
świata odskakuje umiera przestań pieprzyć
stajesz się niewygodnym świadkiem pacierzem
postanowieniem niemożliwością wyrzucony
kilka razy z pielgrzymek różnych za dwa pensy
chirurg-warchoł-andromeda postrzelony
wiśni pestką z kompotu krzywoprzysięzcą
szkoda to interesujący temat ani czarny ani
czerwony stało się coś ? tyk sobie stoję
romans cygański łuk szczęścia ubezpieczony
od strony ulicy krew po naszych jeszcze
nieobeschła lęk pierwotny gruda szara
ostre pogotowie dla wszy wszystkich
krtani z rurką nikt nie odpowiada na szczyt
platforma dzidżejska się zapada
jestem cynicznym pasożytem dysonansem
kilka fucków z dziejów od kanta do cage'a
pod wyciąg lekko przechylony łunę zjadł
swoją żałobną egzystencję odmienił sosy
przeciwalkoholowa krucjata kroki gospodyni
słuchowo szyją wymydla podłogę uszami\
powieszeni wszyscy za ciekowość świata
analny huk globalna cisza kwiatów takie filtry

z pasa startowego powiększenie niezliczonych
momentów zastukaj do dziurki na trzecim
piętrze każdy ma swój psychiatryk pamiętaj
każdy najmniejszy szczegół wiórek
gołodupiec ze wschodu ukradł liść
nie starczyło jednak woli na oranżadę
wyszarpać z głowy cztery sznurki co wiszą
a raczej zatykają swobodę na gęstym niebie
nowy stan orzeł lecz reszka zimą na łodzi
głowić się nad problemem klimatu
słodkie rozstanie lęk przed kluczową rozmową
ostre profile podejrzanych do zjedzenia rajskiego
jabłka wirtuoz gitary dobro martwy gra lepiej
niż za życia zaginął kluczowy kawał drogi
donikąd oczywiście to nie jego dziecko
to pazur wielkości wielu pięter i precyzji
dostawcy zamszu trzeba stopić szkielet
zmowy rzeźbić komary na parze publicznej opinii
większość wykonań symfonii śmierci była
długa a raczej bardzo długa niczym ów dzień
kiedy płonęły płótna i papiery owoce
kandyzowane ustrojstwa wszelkich odmian
wolności cholerne adagio o świcie
w podwórzu płyną samoloty te wesołe nieba
gaduły w skórzanych kurtach zabawnych nocy
padają rekordy odległości wysokości i prędkości
najwolniej najbliżej najniżej

wymiotny człowieczego środek czynu
koszmarów bezgranicznych podgrzewacz
jak overkosmos opadający z balastem
plus dwieście na podczerwieni
obie torpedy poszły lewy zawór komorowy
przekształcony w podwójny zestaw chińskich
pieprzy od strony krótkiego brzegu który jest
mniej jadowity jak kościół prawosławny
łóżka ostatnich dziesięciu lat
odbarwionych postaci leflektorsy mentolove
z średniowiecznego taszkientu dumny plecak
pełen licha kilku futurystów do połknięcia albo
peerelowskich rastamanów samosiejnych
jeszcze wcześniej zbaraniałem stała kobieta
z odrostami zamiast zasady kombinowania
na kanciaste fronty jak na imię ma tamta
dziewczyna co pięknie przeklina ma płaszcz
i chusteczkę tonę we wspomnieniach
tydzień potem zauważyłem że rozkładam ręce
mała wycieczka trochę śniegu kontrola tempa
reakcja w połysku młodości sztucznego włókna
stanęły mi dęba listopady i stycznie nie myśl
ta zwisa uderza kończy wojnę jak amerykanin
z japończykiem sen woźnicy gdy jego konie
wjechały w wiatr co był na gigancie
stare dokumenty płaskowyże obszerne
słyszałem czarnego kibluje niesłusznie

kosztuje poetów głowę
kilka sekund wystarczy
całkiem przyjemnie smakuje
śpiew świnek morskich na stepie gdzie
złote litery normalnego życia dzwonią na alarm
oto wibratory a umysł choruje w nagraniach
wieczornych rozmów dobre jedzenie rano
elektryczne a może z silnikiem spalinowym
list szedł długo drogę pomylił został w znacznej
mierze przebudowany z handlowego na
pancernik kiedy tak plątał się ani przez chwilę
nie wątpił w swoją moc lecz nie zdawał sobie
sprawy że nie da się go otworzyć nawet
strzykawką kiedy poczciwi gubią serca
kształty się wywalają nie świecą w każdym
z czasów już więcej mnie nie skrzywdzą
chyba że odłamki wątłe skrupułów najdroższych
niektóre notatki z zaciekami rocznika
wspomnień pracy nad zwłokami
traktują o rzeczach nieznanych trochę
niewyspanych cichych nie rzucających się
w oczy sieją zamęt szeptem książek usterką
kolejnymi zwłokami nie umie tańczyć puenta
zwala na innych miękka jej skóra wonne ciało
w nocnej koszuli w kwiaty nie czuje dławienia
jeszcze parę godzin i po krzyku jak jajko
na miękko ciepłe zmutowane skarpety ufo

bardziej problematyczna
pierwsza wersja nagrobku-przyczółku
oddanej matki kolekcjonującej wszelkie pułapki
bez liku ich zebrała
zabrakło szaf garażu cmentarza
inna podróż w zarysie przerwana nagle niesława
pełen żalu smutek pełen żalu smutek
on przejmuje stery na wszystkie możliwe sposoby
najmocniej jak potrafi pusty dźwięk liczb
rak gardła kości biegów wytężone
figurka jest cała w jej środku kod nie wiedzieć
do czego pół życia go wbijam i nic
obszar działania zamrożony w chłodni
ludzie niebezpieczni zmieniają się co
dwa tygodnie mają trzy tyłki
nie kwitują odbioru nasion podpis ich
przypomina embrion czy coś takiego
aparatura ich ożywia drogą do wnętrza ziemi
przerywam bo wybuch właśnie widać na niebie
to nie są zwidy pojawia się nowy arkusz
on nigdy czegoś takiego nie przeżył
milczy poszedł umyć ręce denaturatem
figura jest cała a sytuacja inna włączając
różne napięcia ręcznie zdumione efekty
pchnęła go czysta forma upiornej kobiety
to święty szczyt i grzegorz lato bardziej pochyły
gdzie się znajdujemy kto czyta mapy

license

tags

If you like Uroruro.manufucktura, you may also like: